środa, 4 lipca 2012

Epilog.


Nic nie mówię. Po prostu załączcie sobie TO, jeśli chcecie.



like who will bring me flowers, when it's over...
and who will give me comfort when it's cold.

        Zamknęła za sobą starannie drzwi. Przystanęła w miejscu, ciągle trzymając klamkę w dłoni. Patrzyła na swoje buty. Po chwili westchnęła ciężko i odwróciła się do mnie przodem. Włosy, które przestała farbować na brunatnoczerwono, spięła w ciasny kucyk, a nieco już przydługa grzywka opadała jej na oczy. Kluczyki schowała do kieszeni sukienki i zbliżyła w moim kierunku.
        Wyciągnąłem rękę w jej kierunku, a ona ujęła ją. Spojrzałem jeszcze przelotnie w jej oczy i po moich policzkach natychmiast popłynęły łzy. Było w nich tyle smutku i ta wszechogarniająca żałość.
- Nie płacz - szepnęła, ścierając palcem słoną ciesz z mojej twarzy - On by tego nie chciał.
         Pokiwałem lekko głową i ciągle ściskając jej dłoń, podążyłem za nią. Czułem kruche liście podszycia i płytkie strumyki poruszające się ospale między korzeniami drzew, lato uśpione w gołych szkieletach modrzewi.
         Tęskniłem za nim.

he took a plane to somewhere out in space
to start a life and maybe change the world

        Krok za krokiem, powoli dotarliśmy tam, gdzie wszyscy już byli. Rozsunęli się na boki, pozwalając nam stanąć na przedzie. Zerknęliśmy na siebie, a później ona schyliła się i położyła na jego grobie różę, z zaplecioną na nią czarną wstążką.
        Staliśmy na wzniesieniu, a przed nami rozrastała się ogromna łąka. Kiedyś rosła tam tylko dzika trawa, ale po wysypaniu jego prochów, łączka pokryła się barwnym kwieciem.
        To tu dorastał. Tu uczył się chodzić, tu jeździł na rowerze, tu, na tym wzniesieniu przeżywał pierwsze miłosne zawroty głowy i rozczarowania. Dlatego właśnie tutaj go pozostawiliśmy. By mógł być w miejscu, które kochał.
         Wzięła głęboki oddech i powiedziała cicho:
- Cześć słonko - głos jej zadrżał. Była na granicy płaczu, ale szybko pozbierała się i kontuowała - Ciężko było zacząć, gdy wszystko się skończyło. Ciężko było zacząć oddychać na nowo, ciężko było zacząć jeść na nowo, ciężko było zacząć żyć na nowo. Ciężko było mi dziś coś powiedzieć. To już dwa lata. Tak bardzo za tobą tęsknię - obróciła się, posłała ciepłe spojrzenie swojemu bliźniakowi, który chlipał cicho, by później powrócić do poprzedniej pozycji i mówić dalej.
         - Louis mówi, że jesteś teraz bezpieczny w pięknym miejscu nazywanym niebem. U Boga, w którego wierzyłeś... - ucięła, nie była w stanie mówić dalej. Zaszlochała, wylewając łzy, które hamowała tak długo. Obróciła się i ukryła twarz w ciepłych i silnych ramionach Lou. Otoczyły ją, tworząc szczelną barierę, wewnątrz której wylać mogła wszystkie żale.
         - Nie masz pojęcia, ile się u nas pozmieniało w ostatnim czasie - kontynuowałem jej przemówienie - Uciekliśmy. Najzwyczajniej w świecie uciekliśmy przed ludźmi, na których zbudowaliśmy naszą karierę. Mieszkamy teraz w Stanach Zjednoczonych, w stanie Kansas, na małej farmie. Annie codziennie chodzi doić krowy, a czasem nawet pasie owce na łące. Pomyślałbyś? Annie, nasze miastowe dziewczę, mieszka na wsi.  Potrafi nawet prowadzić traktor i kombajn! I wiesz - uśmiechnąłem się pod nosem - założyła sobie pole kukurydziane. Martha i Cathie zostały z nami na zawsze. Wspólne przeżycia zbliżyły nas do siebie. Zostałem ojcem chrzestnym małej Nathalie Payne, która przyszła na świat rok temu. Cały Liam. Kiedy się uśmiechnie, wygląda jak on, kiedy zapłacze, wygląda jak on. Nawet gdy śpi, przypomina jego. Mała córeczka państwa Paynów. Tak, dobrze słyszysz. Liam i Danielle wzięli ślub. Ale przecież to i tak by się stało. Oni są sobie przeznaczeni - poczułem dłoń Liama na swoim ramieniu - Od kiedy się urodziła, dom jest jakiś pełniejszy. Nikt nie płacze po kątach, zaczęliśmy się uśmiechać. Wczoraj znalazłem nasze wspólne zdjęcie, kiedy porządkowałem swoje rzeczy. Nathalie, leżąc na moim łóżku, zerknęła na ciebie, przejechała paluszkiem po twojej twarzy i spojrzała na mnie pytająco. "To Niall, twój anioł stróż" - odpowiedziałem jej wtedy. Nie uwierzysz, co wtedy zrobiła. Wzięła fotografię w swoje małe łapki, przyłożyła ją do ust i pocałowała delikatnie! Roczne dziecko! Niall, bracie, ty naprawdę jesteś jej aniołem stróżem! Ale mimo wszystko nie mogę do siebie dopuścić myśli, że nam to zrobiłeś. Nie chcę utrzymywać w pamięci, ale mimo to rozpamiętuję chwilę, kiedy dwie minuty, po złożeniu przeze mnie obietnicy, zmarłeś, zostawiając mnie samego. Mogłem tam tylko leżeć, słuchać jak twoje serce powoli daje za wygraną i przyciskać po tysiąckroć przycisk wezwania pomocy. Dlaczego nam to zrobiłeś? Dobrze wiesz, że to powinienem być ja. To ty miałeś tu teraz stać i wspominać mnie, wiecznego egoistę z wybuchowym charakterem. To ty powinieneś opiekować się Annie, a nie kazać składać mi durne obietnice! Ale wiesz, dotrzymałem jej. Zrobiłem wszystko, żeby jej dotrzymać.

don't ever say goodbye

        Zamknąłem oczy.
- Niall, nie odchodź - prosiłem wtedy bezskutecznie.
        Moje barki pulsowały i trzęsły się, gdy słuchałem tej milczącej agonii odejścia, aż do tego strasznego krzyku, który wydarł się z mojej piersi, w chwili, w której utraciłeś siebie.


don't ever say goodbye

       - Staram się nie płakać - jej głos rozbrzmiał w moich uszach - Harry mówi, że to dobrze, że nie lubisz, kiedy płaczę. Próbuję Niall, ale to tak strasznie boli. Śpię teraz przy załączonym świetle. Na wypadek gdybyś wrócił do domu i pocałował mnie na dobranoc.



Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie zbyt dużo. Naprawdę, chciałam napisać jakieś w miarę dobre podziękowanie, ale trochę mi nie wychodzi.
To trochę dołuje, że to już koniec. Ale trochę uszczęśliwia. Doprowadziłam do końca opowiadanie. A Wy byliście ze mną. Dlatego to teraz piszę.
Chciałabym podziękować Kasi, Natalii, Karolinie i Marcie oraz chciałam przeprosić tę ostatnią, że ją zawiodłam. Wiem, że prawdopodobnie nawet tego nie czytasz, ale przepraszam, że nie skończyło się tak, jakbyś chciała.
Dziękuję również Oli (aka. aleksandra 00060) Souris, Rice, Kyllie, Zuzix, Frenzy, DestinyHope65, Sam i całej reszcie tych wspaniałych osóbek, które ze mną były od początku, aż do końca :D Przepraszam, jeśli kogoś pominęłam, bo naprawdę ogromna Was obfitość :)
Przepraszam, że go zabiłam. Ale nie zwykłam pisać opowiadań zakończonych happy endem.
Teraz potrzebuję przerwy. Nie będę na razie blogować, więc i na opowiadaniu o Larrym nic się nie pojawi. Oczywiście będę wpadała na Wasze blogi, czytała i komentowała Waszą wspaniałą twórczość :D Także, możecie informować mnie tu, na Twitterze, na GG, czy gdzie tam chcecie. :D
Dobra, już jestem cicho.
Dziękuję.


Jak Wam się podobało?